Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja gry Mafia: Edycja Ostateczna. Oferta nie do odrzucenia dla fanów oryginału. Remake z niewielkimi wadami

Adrian Hadasz
Adrian Hadasz
Co remake Mafii robi dobrze, a co źle? Sprawdźcie w naszej recenzji.
Co remake Mafii robi dobrze, a co źle? Sprawdźcie w naszej recenzji. Mat. prasowe
Mafia: Definitive Edition (po polsku: "Edycja Ostateczna") robi wszystko to, co robić powinna. Developerzy z Hangar 13 wykonali swoją robotę profesjonalnie, elegancko i bez przesadnych sentymentów – niczym mafiozi kina gangsterskiego ubrani w garnitury i wyposażeni w Tommy Guny. Fani oryginału powinni być zachwyceni, na nieliczne wady tego podejścia mogą natomiast narzekać nowi gracze, przyzwyczajeni do obecnych standardów gier w otwartym świecie. Jeżeli należysz do tej drugiej grupy, koniecznie przed zakupem sprawdź wady i zalety tego remake'u. Co Mafia robi wspaniale, co robi dobrze, a co mogłaby zrobić lepiej? Zapraszamy do naszej recenzji!

Mafia: Edycja Ostateczna. Piorunujące pierwsze wrażenie

Oryginalna Mafia z 2002 roku, stworzona przez studio Illusion Softworks, nie bez przyczyny została grą kultową. Rozgrywka znana w tamtym czasie niemal wyłącznie z serii GTA została przeniesiona przez twórców do settingu lat 30. i miasta inspirowanego Chicago w tym okresie, wprowadzając jednocześnie szereg autorskich rozwiązań, które fani wspominają do dzisiaj. Developerzy postawili na niespotykany wcześniej w tego typu grach akcji realizm – przejedziesz na czerwonym świetle lub przekroczysz prędkość? Goni Cię policja. Przeładujesz broń wcześniej niż potrzeba? Tracisz amunicję w wyrzuconym magazynku. Przykładów było sporo – i w tamtych latach takie przywiązanie do detali robiło ogromne wrażenie.

Miło mi poinformować, że podobnie dobre wrażenie robi także remake, choć z nieco innych powodów i głównie na początku. Jakby nie rozpływać się nad plusami oryginału, Mafia z 2002 roku dość szybko się zestarzała. "Edycja Ostateczna" stara się to naprawić: na początku wita nas krótkim montażem na silniku gry, przedstawiającym fikcyjne miasto Lost Heaven. Piękne, odświeżone, stylizowane na lata 30., z odpowiednio oldschoolowo wyglądającymi samochodami, strojami i architekturą. W tle tego wszystkiego przygrywa z kolei główny motyw znany z pierwowzoru, co razem składa się na pierwszorzędne oddanie pożądanej atmosfery już w pierwszych sekundach od kliknięcia w menu przycisku "Nowa gra".

A potem? Cóż, potem jest tylko lepiej. Odwzorowane całkowicie od nowa, we współczesnej technologii, Lost Heaven wita nas w znanej wszystkim fanom serii kawiarni. Przy stoliku Tommy Angelo czeka na przybycie detektywa Normana. Znajoma historia, którą wielu z nas wspomina z tak wielkim sentymentem, już za chwilę rozpocznie się na nowo – z uwspółcześnioną oprawą, reżyserią i nowymi aktorami. Dobry start.

Mafia: Edycja Ostateczna. Zmiany, zmiany, zmiany

Być może część starych wyjadaczy odrobinę zazgrzytała zębami w poprzednim akapicie na wieść o "nowych aktorach". I choć zamiana tych oryginalnych może się wydawać na pierwszy rzut oka i bez odpowiedniego kontekstu niesłuszna, to ja rozumiem decyzję Hangar 13 w stu procentach. Z całym szacunkiem do oryginału, wystarczy tylko spojrzeć na jego cut-scenki: pomijając same niedoskonałości graficzne, głosy bohaterów zostały wtedy nagrane bardzo słabym mikrofonem, co niestety mocno słychać, zaś sama gra aktorska też w wielu miejscach była sztywna, nierówna i pozostawiała sporo do życzenia. Odświeżenie całej tej warstwy w "Edycji Ostatecznej" było zatem w moich oczach bardzo dobrym posunięciem – nowi, profesjonalni aktorzy czują się w swoich rolach świetnie, główny bohater dorobił się lekko włoskiego akcentu, a wszystko to (także i dźwięk) stoi na najwyższym poziomie technicznym. Zmiana na plus.

Pierwszą rysę widać natomiast krótko po rozpoczęciu misji początkowej, kiedy to Tommy Angelo, jako jeszcze wtedy nic nieznaczący w mieście taksówkarz, pod gradem kul ucieka w szaleńczym pościgu wraz z gangsterami rodziny Salierich przed konkurencyjną mafią. Z jakiegoś powodu twórcy stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie w tym momencie rozstawienie na mapie miasta checkpointów, po najechaniu których... odpala się predeterminowana cut-scenka, na którą gracz nie ma żadnego wpływu. Ukazuje ona jak Tommy Angelo, wykonując ryzykowany manewr na drodze, pozbywa się "ogona". Ten sam przerywnik w każdym przypadku wygląda identycznie, niezależnie od kontekstu – nawet kiedy najedzie się na wspomniany punkt kontrolny tyłem (spróbowałem z ciekawości). Cóż, przy naprawdę widocznym ogromie włożonej w ten remake pracy, takie rozwiązanie wydało mi się niezwykle sztampowe i leniwie. Na szczęście później w całej grze jest ono wykorzystywane zaledwie kilka razy, więc można to przeboleć.

Trochę gorzej sprawa ma się już z porzuceniem wielu mechanik, za które oryginalna Mafia jest ceniona i znana do tej pory. Tzn. nie zrozumcie mnie źle – tam, gdzie jest to konieczne, remake składa należny hołd pierwowzorowi. Dostępny jest "klasyczny" poziom trudności, który symuluje rozgrywkę sprzed 18 lat. Dalej można bawić się zatem w przepisowe jeżdżenie pojazdami: za przekroczenie prędkości i przejechanie na czerwonym tu też goni nas policja z zamiarem ukarania Tommy'ego mandatem. Inna sprawa, że – w przypadku czerwonych świateł – nie mogłem pozbyć się wrażenia, iż z jakiegoś powodu z Lost Heaven zniknęło ok. 90% całej sygnalizacji świetlnej. Nie liczyłem specjalnie, ale gdybym miał zgadywać, to strzelam, że w całym mieście ostały się może trzy lub cztery skrzyżowania, na których można przejechać na czerwonym. Całkiem sprytnie, Hangar 13, całkiem sprytnie.

Są to jednak zmiany, jak dla mnie, prawie w całości kosmetyczne. Dużo bardziej zabolało mnie pozbawienie Mafii... kreatywności. Jestem osobą, która uwielbia, kiedy gra wideo pozwala wykraczać poza przygotowane z góry przez twórców schematy i scenariusze. Oryginalna Mafia pozwalała. Remake nie pozwala.

Przykład: misja w motelu na obrzeżach miasta. W pierwowzorze widzimy przed budynkiem zaparkowany samochód antagonistów, którzy kryją się w środku budynku. Misja wyreżyserowana jest w taki sposób, że po strzelaninie w motelu nasz główny cel ucieka przed nami i wsiada do wspomnianego samochodu, co zmusza nas do wszczęcia pościgu. Jeżeli jednak przed wejściem do środka zdecydowaliśmy się ostrzelać opony zaparkowanego auta, ten sam cel próbując przed nami uciec... nie będzie w stanie tego zrobić. Samochód nie pojedzie.

Próbowałem ten sam scenariusz wykreować w remake'u – niestety, bezskutecznie. Auto, owszem, stoi zaparkowane, ale pomimo przebitych opon ruszało później bez problemu, a misja musiała toczyć się jak po sznurku, wytyczonym wcześniej przez developerów traktem. Podobnie sytuacja ma się z blokowaniem drzwi w niektórych misjach: w oryginale można było uwięzić w środku budynku wrogich nam gangsterów, podstawiając pod wyjście jakiś ciężki przedmiot. Tutaj tej mechaniki nie ma w ogóle.

Wszystko to jest jednak bardziej dowodem na niezwykłość pierwowzoru z 2002 roku, niż wprost przytykiem w kierunku remake'u. Tego typu zmiany odrobinę bolą, oczywiście, ale podejrzewam, że większość fanów już dawno o podobnych smaczkach czy mechanikach zapomniała (a nowi gracze nawet nie będą o nich wiedzieć). To, co remake Mafii miał odświeżyć, odświeża przecież w sposób fenomenalny.

Mafia: Edycja Ostateczna. Plusy i minusy remake'u

Porozmawiajmy trochę o gameplayu. Poziom trudności jest modyfikowalny w opcjach, więc każdy powinien znaleźć pasujący mu wariant. Osobiście na "trudnym", z włączonym realistycznym zachowaniem policji, nie miałem wrażenia, że gra stawia mi przesadne wyzwanie. Parę razy musiałem co prawda wczytać save'a od punktu kontrolnego, ale nie było żadnego fragmentu, gdzie utknąłem na dłużej. Być może najbardziej hardcore'owi gracze szukający wymagającej rozgrywki będą tym odrobinę zawiedzeni, ale ogólnie rzecz biorąc myślę, że całość została dobrze dostosowana do obecnych standardów.

Strzelanie. To w końcu gangsterska gra akcji, więc Hangar 13 na pewno nie mógł spartaczyć tej mechaniki. Jak im to wyszło? Spieszę poinformować, że... jest nieźle. Nie jest to poziom gier Rockstara, ale strzelało mi się naprawdę przyjemnie. Oczywiście uwspółcześnienie Mafii wymagało dodania systemu przyklejania do osłon i skradania się; jak dla mnie twórcy poradzili sobie z tym zadaniem poprawnie. Mój nieprzesadny entuzjazm w tym temacie to casus tego, że jeżeli graliście w jakąkolwiek inną grę z trzecioosobową perspektywą i systemem strzelania zza osłon, to poniekąd graliście we wszystkie – co nie zmienia faktu, że dalej mechanika ta potrafi dać niezłą frajdę. Na wyróżnienie w samym remake'u Mafii zasługuje natomiast destrukcja otoczenia, która parę razy zrobiła na mnie spore wrażenie.

Jeżeli można się tu do czegoś przyczepić, to do AI przeciwników. Nie są oni przesadnie inteligentni. Parę razy starali się mnie flankować, ale zazwyczaj w dość nieudolny sposób, wystawiając się na prosty strzał, kończący ich wirtualny żywot. Sytuacja natomiast robi się o wiele gorsza kiedy to my spróbujemy do nich za blisko podejść. Często zdarza się, że wrogowie wtedy... zwyczajnie wariują. Raz jeden z nich uporczywie nie chciał otworzyć w moją stronę ognia, mimo, że nie byłem skryty za żadną osłoną i stałem jakieś trzy metry od niego. Jeżeli gra się według przygotowanego przez twórców scenariusza, "poprawnie", to problem ten jest praktycznie niezauważalny (i przez większość rozgrywki tak właśnie robiłem). Wychodzenie poza schematy może jednak skończyć się bugami. Jeśli ktoś będzie miał zamiar grę zepsuć, to prawdopodobnie uda mu się to zrobić.

A propos bugów: napotkałem ich na swojej drodze kilka, żaden jednak nie był mocno irytujący oraz nie psuł całej gry. Są to błędy z rodzaju takich, które bardziej bawią niż irytują. O niestrzelającym w moim kierunku przeciwniku już wspomniałem, warto zatem napisać też o innym, który utknął w ścianie, czy o czasem dziwacznie zachowujących się zwłokach. Podczas jazdy samochodem znikają w pewnych momentach znaki drogowe, kiedy się przez nie przejedzie (a jeden koło naszej głównej siedziby w Little Italy ma tendencję robienia tego bez przerwy); nie jest to jednak nic, co w jakikolwiek sposób psułoby mocno odbiór samej gry. Historia oraz oprawa audiowizualna są na to zbyt dobre.

Jazda samochodem? Ponownie – poprawna. Nie jest to gra wyścigowa, ale jeździło mi się lepiej, niż np. w takim GTA V. Czuć ciężkość samochodu, a na włączonej opcji "symulacji" potrafi on często wejść w nadsterowność. Wrażenie robi także ruch uliczny, przynajmniej do momentu fabularnych pościgów, w których to nagle jest go zauważalnie mniej.

Miło mi także poinformować, że kultowa misja "wyścigu z Mafii" jest tutaj oddana wręcz idealnie. W oryginale ten moment fabuły (który na domiar złego nadchodzi dość wcześnie) spędzał sen z powiek milionom graczy. Wyścig należało wygrać, jednak piekielnie wyśrubowany poziom trudności czynił to zadanie dla wielu niemożliwym do wykonania. Jeżeli chcecie podobnie frustrującego doświadczenia w remake'u, które być może uruchomi pewne pokłady dziwnej, masochistycznej nostalgii, to na poziomie "klasycznym", z włączonym symulacyjnym modelem jazdy, jest chyba... jeszcze trudniej niż w oryginale. Należy jednak szybko dodać, że jeśli nie należycie do graczy lubiących się torturować, to poziom w każdej chwili można w opcjach obniżyć, a już na "normalu" ten moment fabuły staje się całkowicie strawny.

Mafia: Edycja Ostateczna. Jak wypadły otwarty świat i muzyka?

O samym wyglądzie i klimacie miasta Lost Heaven wspominałem już na początku tej recenzji. W skrócie: oba są fenomenalne, a np. architektura kamienic o wiele lepiej oddaje lata 30. niż pierwowzór z 2002 roku. Problem z otwartym światem Mafii: Edycji Ostatecznej jest inny, co starałem się minimalnie zasygnalizować we wstępie do tego tekstu. Hangar 13 zrobił swoją robotę profesjonalnie, z elegancją i nieprzesadnym sentymentalizmem – oznacza to, że ulepszył sam pierwowzór na tyle, na ile się dało, ale nie zrobił nic ponadto i nie dodał niczego od siebie.

Lost Heaven 18 lat temu robiło spore wrażenie. Obecnie natomiast wydaje się ono stosunkowo małe, na pewno w porównaniu do innych współczesnych sandboksów. Nie jest to inherentnie złe; osobiście na tym etapie już chyba nawet wolę mniejsze światy, które są strawniejsze do przełknięcia i nie powodują ataku paniki ich rozmiarami (cześć, Assassin's Creed Odyssey). Problem leży w tym, że nawet na tym stosunkowo małym skrawku... nie ma co robić.

Mafia: Edycja Ostateczna pod względem zawartości oferuje niemal dokładnie to samo co pierwowzór – nie mniej, nie więcej. Przekłada się to na ok. 13-15 godzin rozgrywki, w trakcie których poznajemy jedną z najlepiej napisanych fabuł w gangsterskich klimatach w historii tego medium, z plot-twistami, emocjonującymi pościgami, strzelaninami i zawrotną akcją; niestety trudno pozbyć się wrażenia, że jest tego wszystkiego zwyczajnie za mało. W obecnym klimacie otwartych światów wynik ten jest mocno niesatysfakcjonujący. W trzecim Wiedźminie po 15 godzinach przy dobrych wiatrach zaliczało się prolog i ewentualnie pierwszy akt (z pięciu dostępnych) – i choć broń Boże nie twierdzę, że Mafia ma do długości Dzikiego Gonu aspirować, to jednak porównanie to dobrze uzmysławia jak bardzo przydałoby się jej wprowadzenie jakiegokolwiek pobocznego contentu.

Lost Heaven, choć jest otwartym światem, zwiedzamy jak po sznurku, od jednej misji fabularnej do drugiej. Gra na żadnym etapie nie zachęca nas, by zwiedzić jego mniej znane zakątki, co w gruncie rzeczy, mimo otwartości, czyni samą Mafię bardziej liniową niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka. I ponownie: nie jest to nic, czego nie robił oryginał. Po 18 latach przydałoby się jednak tę formułę dopełnić zadaniami pobocznymi, które prowadziłyby nas w te miejsca w mieście, których w kampanii nie odwiedzaliśmy.

Zanim przejdziemy do podsumowania, dwa słowa jeszcze odnośnie muzyki. Oryginalna Mafia miała system włączania odpowiedniej porcji ścieżki dźwiękowej w zależności od dzielnicy, w której przyszło nam się znajdować. Śmiem twierdzić, że to właśnie w ten sposób narodził się kult między innymi znanego wszystkim fanom serii tematu "Chinatown".

Remake tę formułę drastycznie zmienia. Podobnie jak w Mafii II, tak i tutaj muzykę słyszymy głównie za pośrednictwem radia. Wyjątki stanowią kluczowe momenty w fabule, gdzie soundtrack pełni funkcję podkreślania tego, co w danym momencie dzieje się na ekranie. Rozwiązanie to sprawiło, że wiele kultowych utworów z oryginału w Edycji Ostatecznej się nie znalazło. Jest to niewątpliwie spora strata, nie przeczę, ale będę też jednocześnie szczery – bardzo szybko się do niej przyzwyczaiłem. Radio jest zrobione naprawdę dobrze, z audycjami komentującymi często nasze poczynania fabularne i stylizowaną muzyką, która również dodaje sporo klimatu od siebie. Dla wielkich fanów pierwowzoru brak niektórych kultowych kawałków może być irytujący, ale przyznam szczerze, że osobiście nie uważam tego za jakąś ogromną wadę.

Mafia: Edycja Ostateczna. Podsumowanie

W oryginalną Mafię: The City of Lost Heaven ostatni raz grałem dobre kilka lat temu i już wtedy miałem wrażenie, że mocno się ona zestarzała. Z czasem jednak jej niedociągnięcia w mojej pamięci się zacierały, a na dłużej zostawały ze mną te momenty, które wspominałem miło. Remake przygotowany przez studio Hangar 13 odnosi się do tej zawodnej pamięci; przypomina zdecydowaną większość dobrych stron oryginału, sprytnie wymazując i podmieniając te, które po 18 latach popsułyby współczesnym graczom odbiór tego tytułu.

Jeżeli zatem jesteście w podobnej sytuacji co ja – pamiętacie oryginalną Mafię dobrze, ale jakby trochę za mgłą, wspominając głównie to, co Wam się w niej podobało – to Mafia: Edycja Ostateczna jest remakiem prawie że idealnym. Oczywiście, przy konwersji na współczesność traci niektóre rzeczy tu, czy tam (wychodzenie poza schematy, soundtrack), ale w ogólnym rozrachunku sprawia, że dzięki niej jeszcze raz można przeżyć tę wspaniałą gangsterską historię, w której zakochaliśmy się 18 lat temu. Bez wypaczenia źle zestarzałą oprawą audiowizualną, w nowym, pięknym opakowaniu. Co prawda z paroma niedoskonałościami i rysami – nie psują one jednak w żadnym wypadku odbioru całości.

A co jeśli w oryginalną Mafię nie graliście? Nic straconego – unikniecie porównań do pierwowzoru i będziecie mogli cieszyć się jedynie kawałem dobrze zrobionej gry. Z zastrzeżeniem, że Lost Heaven nie jest stricte otwartym światem w dzisiejszym rozumieniu tego terminu, a długością i strukturą przypomina bardziej liniową grę w rodzaju Uncharted. Szkoda, że developerzy nie wykorzystali potencjału miasta, ale z drugiej strony to, co zrobić musieli, zrobili niezwykle profesjonalnie.

PLUSY:

  • Wspaniale odświeżona, graficznie zaciera ślady po przestarzałym pierwowzorze
  • Składa hołd oryginalnej fabule, historia cały czas jest świetna
  • Nowi aktorzy spisują się o wiele lepiej niż oryginalni
  • Usprawnienia techniczne
  • Wyścig! Ponownie piekielnie trudny, choć tym razem można też wybrać jego łatwiejszy wariant
  • Destrukcja otoczenia
  • Ten klimat! Te ubrania! Te samochody! Raj dla miłośników estetyki lat 30.

MINUSY:

  • Pierwsza misja
  • Porzucenie mechanik pozwalających w oryginale na kreatywność
  • AI przeciwników
  • Małe niedoróbki, błędy i bugi, które jednak nie wpływają znacząco na odbiór całości
  • Dla fanów oryginału: brak klasycznych kawałków w soundtracku
  • Niewykorzystany potencjał Lost Heaven, grze przydałyby się bardzo aktywności poboczne

OCENA: 8/10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto